Centrum wiedzy

Zdjęcie w artykule

Świadomość własnego ciała

Pani Ania miała 35 lat. Na pozór wydawała się przeciętną kobietą, która podobnie jak inne zgłosiła się do poradni o pomoc w rozwikłaniu problemu nadwagi. Była spokojna, uśmiechnięta, bardzo miła, jednak wydawała się troszeczkę spięta. Ale cóż, miała prawo. Przecież każdy z nas coś takiego odczuwa gdy znajduje się w mniej typowym miejscu i musi rozdrapywać własne problemy. Spytana przeze mnie o przyczynę swej wizyty odpowiedziała z niepewnym uśmiechem : "chciałabym po prostu zrzucić kilka kilogramów, lepiej się poczuć, poprawić wygląd". Nie było w tym nic dziwnego - typowa standardowa odpowiedź. Jednak gdzieś w głębi, intuicja podpowiadała mi, że nie jest to taki zwykły przypadek...

Była kobietą naprawdę atrakcyjną, ten niewielki nadmiar kilogramów w żaden sposób nie pozbawiał ją wdzięku, delikatności i szczególnej subtelności jaka z niej emanowała. Z początku zdziwiłem się, że zgłasza się do mnie z takim właśnie problemem. Jednak jej rozbiegany wzrok i drżący głos zdradzał jakiś wewnętrzny niepokój, ale nie potrafiłem go bliżej zlokalizować.

Podczas pomiaru ciśnienia zauważyłem w niej pewne spięcie i dziwne drżenie rąk. Wówczas byłem już z całkowicie przekonany, że coś jest nie tak, że jakby ta nadwaga z którą się boryka nie była jej jedynym problemem. Zadałem jej wówczas pytanie: "...od kiedy właściwie nosi się pani z zamiarem zrzucenia nadwagi?" Po chwili zastanowienia, z niewielkim grymasem uśmiechu na twarzy odpowiedziała : "Szczerze mówiąc to całe życie. Już jako małe dziecko zaczynałam dostrzegać w sobie pewne niedoskonałości, wydawało mi się że jestem brzydka, mam za gruby brzuch, zbyt duże pośladki, a nogi są krótkie i krzywe. Mój nos wydawał mi się za duży, zawsze chciałam aby był trochę zadarty.. W tym momencie się uśmiechnęła i spojrzała błagalnym wzrokiem jakby prosząc o akceptację.

Zauważyłem, że jej rzeczywisty problem nie skupiał się jedynie na nadwadze, lecz dotyczył również innych cech wyglądu. Wydało mi się dziwne, iż kilkuletnie dziecko potrafiło wobec siebie rozwinąć taki samokrytycyzm. Skąd czerpało wzorce do porównań? "Czy w dzieciństwie doznała pani kiedykolwiek jakieś przykrości z tytułu swojego wyglądu? - spytałem. Nastąpiła chwila milczenia. "Szczerze mówiąc to niczego takiego nie pamiętam. Jako dziecko byłam zawsze bardzo lubiana, miałam mnóstwo koleżanek i kolegów, nikt nigdy nie zwrócił mi uwagi, że wyglądam źle, czy jestem za gruba. Wydaje mi się, że niczym szczególnym nie wyróżniałam się od swoich rówieśników". "W takim razie dlaczego ta mała dziewczynka tak bardzo siebie krytykowała?" "Wiele razy się nad tym zastanawiałam i myślę, że wszystko wynikało z mojej sytuacji rodzinnej. Tak naprawdę trudno mi o tym mówić, ale cóż, spróbuję.

Mieszkałam z rodzicami w dość trudnych warunkach. Moja mama była kucharką i pracowała w pobliskiej szkole, w której również i ja się uczyłam. Byłam z nią bardzo zżyta, widzieliśmy się praktycznie na każdej przerwie. Bardzo ją kochałam, była taka opiekuńcza, uczuciowa i wrażliwa. Odmienna sytuacja była z moim ojcem. Był zawsze bardo srogi i wymagający, bałam się każdego jego spojrzenia i żyłam w nieustannym lęku. Pamiętam jego ciągłą krytykę w stosunku do mamy, wciąż jej ubliżał, że jest za gruba, nie tak ubrana, że wstyd z nią gdziekolwiek wyjść. Widziałam jak wielokrotnie przez niego płakała, chciała ze sobą coś zrobić, jednak nie bardzo wiedziała jak. Ojciec wiele razy porównywał ją do innych kobiet i uświadamiał wszystkie niedoskonałości. Cierpiała bardzo, a ja razem z nią. Była dla mnie wzorem prawdziwej kobiety, często się z nią utożsamiałam, przez co zaczęłam również w sobie dostrzegać wszystkie te defekty. Jako kilkuletnie dziecko miałam już doskonale wyryte w psychice przez ojca wzorce "prawdziwych kobiet". Z roku na rok coraz bardziej nienawidziłam swojego wyglądu. Jako nastolatka przeżywałam prawdziwy koszmar, wydawało mi się, że nigdy nie spojrzy na mnie żaden chłopak. Wstydziłam się swojego ciała, myłam się po ciemku, ubiory nosiłam luźne, aby zatuszować wszystkie niedoskonałości. Swoich kompleksów nie pozbyłam się do dzisiaj. Ciągle z zazdrością patrzę na szczupłe kobiety, denerwuje się gdy oglądam telewizję i widzę wspaniałe dziewczyny z reklam. Zadaje sobie wciąż pytanie: dlaczego ja tak nie mogę wyglądać?. Stosowałam już prawie wszystkie możliwe diety, często się głodziłam, ale zawsze bez trwałych rezultatów, o mało co nawet nie popadłam w anoreksję. Nigdy jednak nie wyglądałam tak, by być z siebie zadowolona.. Poprzez swój wygląd nabawiłam się ogromnej depresji, odseparowałam od ludzi, zaczęłam unikać wszelkich kontaktów towarzyskich, boję się wręcz spytać o godzinę na ulicy. Straciłam jakąkolwiek nadzieję na lepsze jutro. Nie wiem już co mam robić, proszę niech mi pan coś pomoże... !"

Gdy wysłuchałem tej dramatycznej historii początkowo poczułem się bezradnie, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Był to dla mnie niecodzienny przypadek. Miałem do czynienia z kobietą, która borykała się nie z nadmiarem kilogramów, lecz bagażem ciężkich doświadczeń życiowych, które wykształciły w niej nienawiść do samej siebie i sparaliżowały prawdziwe wartości. Była obezwładniona bezpodstawnym i negatywnym obrazem własnego ciała, które zamiast być jej sprzymierzeńcem stało się przeciwnikiem. Przypadek ten nie jest wcale odosobniony. W swojej praktyce wielokrotnie spotykałem kobiety, które poprzez nadmierny samokrytycyzm zakorzeniły w sobie poczucie niższej wartości oraz zamknęły drogę do prawdziwego szczęścia i realizacji swych marzeń.

Trudności w akceptacji własnego ciała biorą się najczęściej z porównań. Nie ma dnia abyśmy nie zestawiali się z ludźmi podziwianymi, lub odwrotnie - krytykowanymi. Ten nawyk "przymierzania się" jest szczególnie dobrze rozwinięty u kobiet. Żyjemy w epoce obsesyjnych wysiłków zmierzających do osiągnięcia jak najlepszej sylwetki, jak najpiękniejszej twarzy, a równocześnie coraz mniej się sobie podobamy. Uważamy się za znacznie mniej atrakcyjnych fizycznie niżby to wynikało z obiektywnych faktów. Na podstawie przeprowadzonych badań stwierdzono, że ponad połowa kobiet jest niezadowolona z własnego wyglądu i czuje się unieszczęśliwiona przez własne ciało. Świadomość odbiegania od propagowanych norm powoduje, iż często odczuwają wobec siebie odrazę i obrzydzenie.

Idealizując nieustannie własny wygląd zrobiliśmy w rzeczywistości ogromny krok do tyłu. Nowe pokolenie zamiast być bardziej swobodne i wyzwolone, jest coraz bardziej zniewolone i skrępowane przez własne ciało. Dopuszczalny procent tkanki tłuszczowej stale się obniża. Utrzymanie zgrabnej sylwetki wymaga więc coraz większego nakładu pracy i silnej woli. Kobiety żyją pod ciągłą presją. Z jednej strony mają fizjologiczną skłonność do nadwagi, wciąż obcują z żywnością jako żony, matki, a z drugiej strony dążą do osiągnięcia ideału szczupłości. Zostały obecnie zmuszone do pracy na trzy zmiany: w sensie zawodowym, domowym i nad upiększaniem siebie. Niemożność nadążenia i dopasowania się do przyjętych norm staje się dla wielu z nich źródłem osobistego dramatu.

Powszechny wizerunek kobiety nierozerwalnie wiąże się z seksem. Już młode dziewczyny doskonale wiedzą, że jeżeli nie staną się obiektem atrakcyjnym seksualnie, prawdopodobnie czeka je życiowa porażka. Ich uroda bowiem za parę lat stanie się swoistym kapitałem na rynku partnerskim. Wiadomo przecież, że im większa jest kariera mężczyzny tym ma on młodszą i piękniejszą żonę. Ślepa pogoń za wzorem kobiety anorektycznej i wyuzdanej tłumi w nich prawdziwe potrzeby i odczucia, prowadząc z biegiem lat do poważnych zaburzeń emocjonalnych. Wyidealizowany obraz kobiecego ciała pojawia się wszędzie, w kinie, telewizji, prasie. Nie ma produktów, które by nie były reklamowane za jego pośrednictwem, począwszy od podpasek a skończywszy na lekach na prostatę. Czy w obliczu takich dewiacji przeciętna kobieta może choć przez moment czuć się atrakcyjna? Jeżeli jej uwaga musi być skupiona wyłącznie na ciele, to nawet osoba odnosząca sukcesy, będzie zakompleksiona mając kilka kilogramów nadwagi.

Jak dzisiejsza kobieta może czuć się swobodnie w obliczu "wytworów" proponowanych przez dyktatorów mody i okrzykniętych mianem ideału. Czy ich wizerunek ma w ogóle jakiś związek z rzeczywistością? Przecież "wyhodowanie" tych chłopięcych, prawie obojnaczych istot o lalkowatej twarzy, bez brzucha, pośladków i kobiecych krągłości wymaga wielu lat pracy i rzeszy wykwalifikowanych specjalistów ! Co gorsze, ta obsesyjna pogoń za ideałem szczupłości zatacza o coraz młodsze kręgi kobiet. W Polsce odchudza się już ponad 80% nastolatek, z czego połowa bez jakiegokolwiek uzasadnienia. W konsekwencji, na sto młodych dziewcząt dwie popadają w ciężką anoreksję, z czego 15% umiera z wycieńczenia a 5% popełnia samobójstwo, a wszystko to dla zbliżenia się choć odrobinę do stereotypów propagowanych przez media

Jest to niezwykle przykre, a zarazem komiczne, że pod koniec XX wieku, w erze ogromnych sukcesów w nauce i technice, podboju kosmosu, spektakularnych osiągnięć inżynierii genetycznej oraz zupełnej swobody i wolności społecznej, człowiek stał się niewolnikiem... własnego ciała!

Nasze skrzywione wyobrażenie o nim potrafi odebrać radość życia, pewność siebie, stłumić ukryte wartości oraz doprowadzić do silnych zaburzeń psychicznych, a nawet śmierci. Ciekawe, co by powiedzieli na to nasi przodkowie?

POKAŻ